Kiedyś
już pisałam o fletach i ich twórcy. To były same początki jego
drogi. Czekałam wtedy jeszcze na melodię wymyśloną specjalnie dla
mnie, tą którą wedle legendy przywołuje się ukochaną kobietę…
Teraz
przyglądam się fletom z oddali. Stają się coraz piękniejsze,
bardziej zróżnicowane, dłuższe, krótsze, nabrały nowych
kształtów, jedne wysmuklały, inne zmężniały, niektóre nabrały
kolorów. Są takie, które miałabym ochotę dotknąć i zatrzymać,
a pojawiają się również takie, które do mnie nie przemawiają.
Każdy flet jest niepowtarzalny, tak jak melodie naszych dusz. Kiedyś
wydawało mi się, że można grać na wszystkim, kwestia talentu i
ćwiczeń. Jednak przekonałam się, że to nieprawda.
Spodobał mi się jeden flet i byłam pewna, że będzie doskonały
dla jednej z kobiet. Przyniosłam go, by mogła sprawdzić, jak jej
się na nim gra. Nie brzmiał, coś było nie tak, mimo że znała
technikę, miała wykształcenie muzyczne i nie był to dla niej obcy
instrument. Zdziwiona sama zaczęłam próbować. Okazało się, że
ze mną brzmi inaczej. Był to pierwszy flet, który razem ze mną
wybrzmiał. Zdziwiłam się i dotarło do mnie, że stworzenie samemu
własnego instrumentu może mieć głębszy sens. Może to być
odnalezienie swojej drogi dostrojenia się ze światem, z intencją,
usłyszenia głosu duszy i wypuszczenia go w świat.
Przez
jakiś czas myślałam, że ten flet, który tak ze mną pięknie się
zgrał przyjdzie do mnie. No i zacznę ćwiczyć, ale częściej w
moich rękach lądował bęben. Dobrze mi z nim było, budził moje
serce, wyzwalał dzikość, wyrażał emocje, które próbowałam
skryć. Mówił za mnie. Dotarło do mnie, że on jest mi bliższy.
Nie sprawia mi bólu, a wyzwala energię. Moje połamane, poranione
paluszki mogły pozostać w bezpiecznym ułożeniu. Nie musiały się
naginać i wyginać, by przyjąć flet i brzmieć.
Także
mimo że czuję się dobrym Duchem fletów, i warsztatu tworzenia
fletu indiańskiego POCZUJ MUZYKĘ SWOJEJ DUSZY, któremu bardzo
kibicuję, a początkowo również dbałam uparcie o najlepszą
jakość przekazu i bezpieczeństwo. Starałam się być kobiecym
głosem równowagi i dawać arteterapeutyczne inspiracje, tłumaczyć
siłę muzykoterapii i moc przemiany, która płynie ze sprawstwa –
tworzenia czegoś namacalnego. To sama nigdy nie nauczyłam się
grać, ani nie stworzyłam fletu. Zostałam niewidzialnym
świadkiem, pozostawiłam autorowi - Piotrowi Matłokowi całkowitą wolność i
przestrzeń na nowe. Bardzo szybko ją zapełnia. Myślę, że
najbliższy warsztat będzie wyjątkowy.
Zapraszam,
Kasia Czajkowska
Więcej
informacji tutaj:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz