Tego dnia śnieżyło, więc nie czekałam na zewnątrz. Od razu weszłam do środka. Zamówiłam grzane wino i zajęłam oddalony od pozostałych stolik, taki, przy którym stały wygodne fotele. Rozebrałam się, wyjęłam książkę i usiadłam. Jakiś męski głos wołał za moimi plecami MAŁA. Mam 175 centymetrów wzrostu, więc oczywiste było dla mnie to, że to nie do mnie. Jednak to było do mnie. Do stolika podszedł podstarzały koleś, mógłby być moim ojcem. Przykucnął i zaczął się patrzeć. Spojrzałam, a on pyta, czy jestem intelektualistką? Odpowiadam, że NIE. Na kolanach trzymam otwartą książkę, lecz brnę w zaparte. On mówi, że mam okulary, więc to pewne, że jestem. Ja, że NIE. Wzrokiem szukałam kogoś, kto mnie wybawi. Nikogo takiego nie ma. W końcu koleś stwierdza, że i tak poznał, że jestem intelektualistką - PO GŁOSIE. W duchu się śmieję, ale zaczynam się niecierpliwić. Koleś pyta o jakiegoś B. Odpowiadam, że NIE ZNAM, ale tak mocnym głosem, jakbym miała mu zaraz strzelić w ryj i odszedł.
Po chwili przychodzi Iwonka. Rozgląda się po sali i stwierdza: "ZARAZ PRZYJDZIE TU TEN KOLEŚ. ZMIENIAMY STOLIK." Wow. To jest dopiero kobieca intuicja bądź znajomość ludzkiej natury. Mojej z pewnością, bo odgadła, że mi trzeba tulipanów, co to nacieszą me oczy i uradują serce:)))
12.03.2013 Białystok