Wczoraj zrobiłam porządki. Poznajdowałam miejsca stałe bądź tymczasowe dla moich przedmiotów. Zrobiło się radośniej. Przestrzeń zaczęła być bardziej mojowa. Dziś natomiast na stercie papierów "do zapisania" znalazłam nieskończony list od Mamy, napisany na krótko przed jej śmiercią. Rozsypałam się, kawałek po kawałku. Tęsknię.
Taką świeczkę Jej zapalę, ładną - zasługuje. Była wyjątkowa. Przyjaźniłyśmy się. Do kina razem i na zakupy. Ja szukałam ubrań dla niej, a ona dla mnie. Jedna drugą sprawdzała, czy dobrze wygląda. Zachwycałam się Mamą, a ona mną. Jak coś kupowałyśmy osobno, to zaraz jedna dzwoniła do drugiej i opowiadała, co znalazła. Radziłyśmy się, czy warto i czy zakup zasadny. Wspierała mnie i towarzyszyła. Uczestniczyła we wszystkim, w co się pakowałam. Przyszła nawet kiedyś na spotkanie z Rafalalą i śmiała się, bo to było zabawne spotkanie. Była tolerancyjna, ciepła i otwarta. Karmiła mnie i moich przyjaciół, zawsze. Często wpadała do pokoju bez pukania i podtykała pod nos kanapki, rogaliki, czy coś innego bardzo dobrego. Znała po imieniu moich znajomych, interesowała się ich losami. Pamiętała, co kto lubi, a czego nie lubi. Gdy była taka potrzeba - po prostu pomagała. Umiała wyściskać i przytulić, czasem przygarnąć. Walczyła o nas, o mnie i o Brata, jak umiała najlepiej, tak też nas wychowała...
To na pocieszenie dla mnie, co bym się podtuczyła, bo nie lubiła, kiedy chudłam.
25.06.2014 Warszawa