katarzyna.magdalena.czajkowska@gmail.com

katarzyna.magdalena.czajkowska@gmail.com
kom. 691 813 592

poniedziałek, 21 stycznia 2013

moja Babcia

Właściwie, w tym szczególnym dniu, powinnam napisać w liczbie mnogiej, moje Babcie. To niesamowite, że prócz babć biologicznych, spotykam na swojej drodze inne kobiety, które choć przez chwilę są dla mnie Babciami. 

Panią Zosię spotkałam w szpitalu. Była moją sąsiadką. Siadałyśmy wieczorami i rozmawiałyśmy. Ona opowiadała mi o swoim życiu. Bez przerwy się uśmiechała. Zachwycałam się jej pięknem. Do tego miała ogromne poczucie humoru i dystans do swoich chorób i trudnych przeżyć. Nie narzekała. Subtelnie podpytywała mnie o moje życie. Dawała nadzieje. To ona pozwoliła mi uwierzyć w miłość. Przepięknie mówiła o swoim mężu i dzieciach, i ja to potem widziałam. Po raz pierwszy z bliska mogłam zobaczyć taką czułość i delikatność między dwojgiem ludzi.

Kolejną ważną Babcią jest Pani Gienia. Kobieta, którą szczerze podziwiam i kocham jak własną Babcię. Z resztą, z wyglądu przypomina mi moją zmarłą Babcię Zosię. To ona pozwoliła mi odczuć, czym jest bezwarunkowe ciepło. Przy niej czułam się dobrze, taka jaka jestem. Przyjęłam jej motto: "Jedyne, co jest pewne to zmiana" i zmieniam to i owo w moim życiu. Dostałam od niej też inne ważne życiowe wskazówki, na przykład dotyczące mężczyzn. Zaznałam również przepięknej solidarności kobiet. Chciałabym jeszcze nauczyć się od niej gotować... 

Zdarzyło mi się również spotkać jedną Babcię, która mnie adoptowała na ulicy. Pani Lenkowska (niestety imienia nie pamiętam) przygarnęła mnie do swojej grupy z Elbląga. Było to dość spontaniczne, bo ja z zakupami znalazłam się obok Marszu Pamięci Sybiraków i się prawie popłakałam. Moja Babcia Zosia, gdyby żyła, to szłaby razem z nimi, a ja pewnie obok, jako wnuczka, a tak poszłam w jej imieniu i w imieniu Babci mojej Mamy.

Mam też Babcię odzyskaną. Babcię mojej Babci Ireny, której grób znalazłam na Wojskowych Powązkach w Warszawie. Myślę, że ona i wszystkie moje Babcie nade mną czuwają, i pilnują, by tym razem moje życie cudnie się ułożyło.

No i moja Babcia Irena, która jest. Miałyśmy ze sobą wiele trudnych przejść. Babcia jako, że miała syna, nie za bardzo wiedziała, jak postępować z dziewczynką, więc nie zawsze się dogadywałyśmy. Chyba i ja, i Babcia potrzebowałyśmy czasu, żeby do siebie dotrzeć. Mi z pewnością pomogło poznanie jej historii, trudnych i zawikłanych losów. Dzięki temu mogłam więcej zrozumieć i ją docenić. Była bardzo dzielna i silna. Chciałabym być tak dzielna i silna jak ona:) Do tego Babcia ma fajnego chłopaka - Pana Jana, z którym bywa szczęśliwa:)

Podsumowując, moje Babcie kochane, jestem Wam bardzo wdzięczna:) 

Babcia Irena i Puszek, zwany czasem omyłkowo Piotrek;)


2012 Glina

piątek, 18 stycznia 2013

z negatywu

Zdjęcie robione jeszcze na negatywie, prawdopodobnie przy samochodowym halogenie i karimacie zamiast blendy. Studio? Oczywiście pokojowe. Zdejmowałam rameczki z jednej ściany, a w tą naprzeciw się wbijałam, by oszukać przestrzeń. Aparat? Pentax, który za czasów licealnych plenerów fotograficznych wpadł mi do rzeki. Co ciekawe, bardzo się bałam, że coś takiego się zdarzy, więc próbowałam zachować wszelkie środki ostrożności. Na nic się to zdało. Upuściłam na brzegu. Poza elektroniką, działa do tej pory:) Kiedyś to były sprzęta!

Na zdjęciu Elżbieta Polińska, fotografka :)


epoka przedcyfrowa Białystok

środa, 9 stycznia 2013

łaskawa wawa

Chyba trochę przemarzłam. Pociągam. Poranny spacer po Warszawie, zdaje się, na zdrowie mi nie wyszedł. Zdjęć też na nim nie zrobiłam, bo w łapki mi się marzło. Przez chwilę jednak miałam pewnego rodzaju poczucie rozczulania się nad sobą, bo widziałam panią, która pomykała w pantoflach po śniegu. Głupio mi się zrobiło, bo ja byłam w walonkach. Co prawda bez kożucha, ale i tak ciepło.

Za to wczoraj Warszawa była łaskawa. Mimo, że na początek opluła mnie moim biletem. Przyhamowałam, i tak już zakorkowane, wejście do metra i oglądałam bilet z każdej strony. Wcale nie był skasowany, jak sugerował pan stojący za mną, i kolejny też nie. W końcu wpadłam na pomysł, by zapytać, ile kosztuje bilet? O co chodzi? I dlaczego ta bramka nie chce mnie wpuścić? „Podwyżka” usłyszałam, więc biegiem do kiosku po nowe bilety. Straciłam 15 minut. Wiedziałam, że czasu mam coraz mniej. Jest ciemno, a ja nigdy w tamtej części Warszawy nie byłam. Dotarłam do Centrum, kupiłam bilet na kolejkę i wskoczyłam do pociągu. Dopiero przy przedostatniej stacji coś mnie tknęło, by zerknąć na bilet. Cóż, nie miałam biletu na SKM tylko na Koleje Mazowieckie. Przez chwilę zastanawiałam się, jak wyglądają warszawskie kanary i co im powiem. Nic nie powiedziałam. Nie spotkaliśmy się. Jeszcze tylko trochę zbłądziłam, ale po telefonie ratunkowym szybko się poprawiłam. Na miejscu byłam o czasie, co do minuty, przynajmniej wedle mojego czasomierza.


Poniżej zdjęcia na leniucha i ciepłoluba, czyli z busa. A po co? By przypomnieć sobie ten kojący dźwięk migawki, rozłożyć się na siedzeniu i przespać się trochę, po nocnej z przyjaciółką rozmowie. Natalio, dziękuję:)



9.01.2013 Warszawa


czwartek, 3 stycznia 2013

noworoczne postanowienie

Nigdy nie porządkowałam swoich zdjęć. Teraz to robię. Realizuję jedno z postanowień noworocznych, które sobie stawiam już od kilku lat, czyli portfolio. Do tej pory się nie udało. Jednak tym razem od kilku dni codziennie przeglądam foldery i usiłuję znaleźć zagubione smaczki. Cóż, efekty poszukiwań bywają różne. Coraz bardziej się przerażam i mam ogromną chęć to zostawić. Szczęśliwie bądź nie, lękam się Leszka, którego poprosiłam o wsparcie w wykonaniu tego żmudnego i niewdzięcznego zadania. Leszek wytrwale sprawdza i cierpliwie znosi każde odsunięcie terminu na dzień następny. Jestem mu bardzo wdzięczna, choć przyznać muszę, że najchętniej bym zwiała:( Zostały mi jeszcze płyty i zdjęcia z teatru, a do tego skany z negatywów. Już nie chcę. Już nie mogę na zdjęcia patrzeć.



 2011 Choroszcz

wtorek, 1 stycznia 2013

przepięknego Nowego Roku 2013!!! :)))))


Refleksyjna dziś jestem. Poszłam z Mamą na spacer i niemal cały przemilczałam. Jakoś się zakopałam w swoich myślach i trudno mi  było złapać kontakt z rzeczywistością. Na szczęście, zauważyłam pieniądz pod moimi stopami i się wybudziłam :) Dobry znak na Nowy Rok, pomyślałam. Chuchnęłam w celu rozmnożenia i schowałam do kieszeni :)

Wczoraj natomiast uległam wahaniom. Zastanawiałam się, czy zostać w domu, czy może jednak wyjść do ludzi? Wiedziałam, że jeśli zostanę, to się zaczytam i czas jakoś minie, ale z drugiej strony kusiło. Lubię ludzi. Do tego Iwona namawiała. Jej trudno się sprzeciwiać. Ma w sobie ogromną siłę. Ostatecznie zadzwoniła z pytaniem, czy wyrobię się w godzinę? Wyrobiłam się. Miałam nieuświadomionego stracha, co objawiło się skręceniem kich i już miałam kombinować jak tu się zawracać. No, ale szczęśliwie przeszło. Tylko najeść się nie mogłam. Dziś dotarło do mnie, czego się bałam, ale to już bez znaczenia. Zastanawiam się za to nad fenomenem przyjaźni. Dlaczego jedne relacje przyjacielskie się umacniają, są długoletnie i trwałe, a inne tylko chwilowe? Mam wokół siebie spore grono przyjaciół, fantastycznych ludzi, a w szczególności fantastycznych kobiet. Może wykorzystałam swój limit? Przydział przyjaciela na człowieka? I życie daje mi do zrozumienia, że nie wszystko mogę mieć. No, ale trudno się rozstawać. Przyznać się, że konkretna relacja, przyjaźń ulata. Dla mnie przyjaciółka, przyjaciel to rodzina. Otwieram wtedy serce i jestem. Dzielę się smutkami, ale i też radością (ostatnio bardzo chciałam się nią dzielić). Chcę naturalnej wzajemności we wspieraniu, towarzyszeniu. Może to szczere podejście do drugiego człowieka, czasem nadgorliwość, przestrasza? Prawdopodobnie już się tego nie dowiem...

W każdym razie wczorajsza zabawa była przednia:) Ukłon w stronę gospodarzy – Asi i Pawła :) Dziękuję:) Dawno się tak fantastycznie nie bawiłam. Do tego, ja niewyżyta tanecznie, oświadczam – wytańczyłam się!!! :) Było mi przemiło i bardzo się cieszę, że zdecydowałam się spędzić ten wieczór razem z Wami (mówię o wszystkich obecnych):))) Co prawda, odczuwam dziś pewne ograniczenia w poruszaniu się, ale to minie:)

Co do pytania o rok 2012, był on dla mnie szczególny, wielobarwny. Byłam i bardzo szczęśliwa, i bardzo nieszczęśliwa. Z pewnością był to dla mnie czas rozwoju i zmian, umierania i odradzania. Niczego nie żałuję.

Jeszcze raz, szczęśliwego, przepięknego Nowego Roku 2013!!! :)))))


1.01.2013 Białystok Wiadukt